Jak Kraków pozbył się murów?
Rozbiórkę krakowskich murów obronnych zakończono około 1820 r. Jeszcze jednak pod koniec XIX w. wyburzono klasztor św. Ducha. Na nic zdały się protesty samego Jana Matejki. Wtedy dopiero mieszkańcy uświadomili sobie w pełni, że miasto na własne życzenie pozbyło się wielu cennych zabytków – mówi dr hab. Michał Baczkowski
Czy krakowskie mury na przełomie XVIII i XIX w. służyły do obrony?
– W zasadzie stanowiły już tylko pamiątkę przeszłości. Ostatni raz wykorzystano je do celów militarnych podczas konfederacji barskiej. Przeciwnikiem były jednak słabe oddziały rosyjskie bez sprzętu oblężniczego. Gdyby pojawiła się poważniejsza armia z dobrym uzbrojeniem, to takie mury do niczego się nie nadawały. Już zresztą w XVI wieku kwestionowano ich przydatność do obrony. Pierwsze oblężenie Krakowa doby nowożytnej – w 1587 r. przez arcyksięcia Maksymiliana Habsburga, pretendenta do polskiego tronu – odparte zostało dzięki wałom wzniesionym w odległości od pół do kilometra od murów. Stare Miasto uznawano już wtedy za zbyt małe, aby pomieścić dużą załogę broniącą stolicy. Jedynie podczas potopu szwedzkiego mury odgrywały dość ważną rolę, ale tylko podczas oblężenia miasta przez Szwedów. Później, gdy Polacy oblegali Kraków, by odbić miasto z rąk najeźdźcy, to szwedzkie wojsko przed linią murów (także Kazimierza) usypało nowe ziemne wały i bastiony. W oparciu o nie Szwedzi bronili się tutaj przeszło rok.
Na czym polegała przewaga wałów ziemnych nad kamiennym murem?
– To proste. W razie ostrzału przez artylerię przeciwnika wysoki mur był niebezpieczny dla obrońców. Rozpadające się ściany raziły ich odłamkami po każdym wybuchu. Natomiast w wale ziemnym pociski zwykle grzęzły. W drugiej połowie XVII w. zmodernizowano fortyfikacje, sypiąc nowe bastiony ziemne. Największy stał przed Bramą Sławkowską. Niestety, do dziś nie pozostał po nim żaden ślad. Anachroniczna konstrukcja krakowskich murów ujawniła się najpełniej podczas wojny północnej na początku XVIII w. Miasto przechodziło wtedy z rąk do rąk. Pod wrażeniem tych doświadczeń król August II Mocny podjął próbę odnowienia murów. Chciał część zburzyć, a w wolnych miejscach zbudować nowe umocnienia. Modernizację rozpoczęto od likwidacji Bramy Grodzkiej. W jej miejsce powstała prowizoryczna, ziemno-drewniana konstrukcja i na tym właściwie zakończono prace.
Można by rzec, że to początek niszczenia murów miejskich Krakowa.
– Poniekąd. Wtedy jeszcze nie chodziło o ich wyburzenie, lecz o zasadniczą przebudowę. W końcu XVIII w. nikt w Krakowie nie zamierzał na poważnie bronić się w obrębie murów. Tadeusz Kościuszko podczas insurekcji, przygotowując miasto do obrony przed ewentualnym atakiem wojsk rosyjskich czy pruskich, nakazał sypanie wałów w odległości około kilometra od średniowiecznych murów. Te wały rzeczywiście usypano na długości kilku kilometrów. Ale nie na wiele się zdały. Podobnie jak prymitywne wzmocnienie murów, polegające głównie na zasypaniu części bram, aby nieprzyjaciel nie mógł z marszu ich pokonać. Później, po wkroczeniu wojsk zaborczych, okazało się, że większość bram jest nieprzejezdna. To ostatni przykład, że rozważano obronę za murami, aczkolwiek bez przekonania.
Skoro nie obronne, to może inne znacznie użytkowe miały mury?
– W gruncie rzeczy wyłącznie policyjne, porządkowe. Przy każdej bramie czy furcie stała wartownia czy kordegarda, jak je wówczas nazywano. Żołnierze kontrolowali w nich ruch ludności. Sprawdzali, kto wchodzi, kto wychodzi, wyłapywali dezerterów i przeciwników politycznych, nie wpuszczali za mury włóczęgów, żebraków, podejrzanych o przestępstwa. Regulowali też wwóz artykułów monopolowych, głównie tytoniu.
Mury były więc użyteczne dla władz miasta.
– Nie bardzo. W tamtym okresie za murami żyła już mniejszość krakowian. W 1792 r. formalnie do miasta włączono przedmieścia i miejscowości satelitarne, jak Kleparz czy Kazimierz. W końcu XVIII w. dla wszystkich było jasne, że Kraków to cały zespół miejski, a nie teren za murami. Ostatecznie w 1800 r. Austriacy wytyczyli nowe granice Krakowa ok. 1-2 km poza murami. Sprawowano więc kontrolę celną, ale jedynie nad centralną dzielnicą. Stąd rodziły się rozmaite projekty rozbiórki murów miejskich, aby zbudować nowe wartownie, nowe odwachy, nowe rogatki miejskie tam, gdzie faktycznie biegną granice miasta.
Mieszkańcy Starego Miasta też nie widzieli korzyści w istnieniu murów?
– W gruncie rzeczy nie miały one dla nich większego znaczenia. Na przełomie XVIII-XIX w. za murami mieszkało 8-10 tys. ludzi, a cały Kraków liczył wówczas ok. 24 tys. Liczba ludności rosła, ale przede wszystkim inwestowano poza murami. Sam Rynek służył jako plac targowy.
Kto zdecydował o zburzeniu murów?
– Władze austriackie, a konkretnie Gubernium dla Zachodniej Galicji w 1803 r. Oficjalnym powodem była potrzeba pozyskania materiału rozbiórkowego do koniecznych inwestycji miejskich. Chodziło głównie o budowę kanałów w obrębie starego Krakowa. Żeby sprawę poprowadzić najniższym kosztem, zaproponowano na ten cel mury miejskie. Taki wniosek Gubernium już rok później zyskał aprobatę cesarza Franciszka II.
Z której strony?
– Ze wszystkich. Rozebrano bramę Wiślną, kończąca ulicę Wiślną, bramę Szewską, Sławkowską i Mikołajską. Przy okazji pojawił się jednak ciekawy problem. W 1807 r. wojsko austriackie zaproponowało, by w miejsce zniszczonych murów postawić mniejszy murek do celów policyjnych, a pozbawione bram ulice zawalić belkami. W sumie chodziło o zabarykadowanie 20 ulic wychodzących na zewnątrz starego Krakowa. Obawiano się, że bez bram nadciągnie do miasta fala włóczęgów, przestępców i prostytutek. W trakcie poważnej dyskusji między przedstawicielami wojska, magistratu i starosty (wszyscy narodowości niemieckiej) okazało się, że cesarz zabronił jednak stawiania murów powyżej trzech metrów wysokości. Chodziło o to, by ulice kończące się dotąd ślepo na murach i fosach przedłużyć na przedmieścia i wpuścić stamtąd świeże powietrze do zatęchłego centrum. Mimo sprzeciwu wojska starosta jasno stwierdził wtedy, że cesarz nie życzy sobie ponownego zabarykadowania miasta. Na tym zakończyła się dyskusja i rozstrzygnął się los murów.
Zachowała się jednak część z Bramą Floriańską i Barbakanem. Dlaczego?
– To w pewnym stopniu zasługa austriackich wojskowych, którzy do końca walczyli o zachowanie przynajmniej części murów i utrzymania kontroli nad tą największą bramą do miasta.
Chwileczkę. Przecież opodal bramy wisi tablica pamiątkowa, która wymienia profesora Feliksa Radwańskiego jako człowieka, któremu mury floriańskie zawdzięczają ocalenie.
– Tak, ale to sprawa późniejsza. Wojskowi austriaccy jako pierwsi opóźnili rozbiórkę murów. W 1809 r. musieli jednak opuścić Kraków, który przyłączono do Księstwa Warszawskiego, i burzenie kontynuowano.
Kto realizował rozbiórkę pod nieobecność Austriaków?
– Polski magistrat. Warto pamiętać jednak, że wówczas rozbiórka była już daleko posunięta. W czasie Księstwa Warszawskiego zlikwidowano przede wszystkim same mury, które blokowały wyjścia na kolejne ulice. I to trwało aż do zajęcia Krakowa w 1813 r. przez wojska rosyjskie. Przez następne dwa lata prace zwolniły, choć działał magistrat kontrolowany przez Rosjan. Ruszyły po 1815 r., kiedy powstało Wolne Miasto Kraków, czyli odrębna struktura państwowa rządzona przez Polaków. Prace raz przyśpieszały, raz zwalniały. Równocześnie niwelowano wał przed murami. Krakowskie władze podjęły plan uporządkowania miasta z czasów austriackich. Materiał z rozbiórki miał trafiać jak poprzednio na budowę infrastruktury miejskiej. Początkowo jednak kupy gruzu zalegały dokoła Starego Miasta, szpecąc okolicę. Dopiero po kilkunastu latach ruszyła budowa kanalizacji i kamienic z pozyskanych materiałów, pochodzących nie tylko z rozbiórki murów miejskich, ale także ze starego ratusza i niektórych kościołów.
Wtedy pojawia się profesor Radwański i anegdotyczne spory wokół tego, czy zburzenie murów nie zaszkodzi zdrowiu krakowian?
– Tak. Względy zdrowotne rzeczywiście podnoszono, broniąc idei pozostawienia murów. Nie było to zresztą trudne, wystarczy przejść się pod kościół Mariacki, aby poczuć, jak silne wiatry hulają czasami po Rynku. Polemiki dotyczyły też nowego zagadnienia, tzn. zachowania murów jako zabytków kultury. Jeszcze w latach Księstwa Warszawskiego wszyscy godzili się, że burzenie choćby i starych budowli, ale zbędnych, jest rzeczą normalną, użyteczną, potrzebną. Traktowano to jako świadectwo modernizacji ówczesnego społeczeństwa. W czasach Rzeczpospolitej Krakowskiej zaczyna się rodzić nowy pogląd, że zabytkowe budowle same w sobie są wartością, jako świadectwo minionej świetności Polski. Powstanie murów na ogół wiązano z epoką Kazimierza Wielkiego. I choć nie miało to wiele wspólnego z prawdą historyczną, to traktowano je jako symbol potężnego, inwestującego Krakowa i kraju.
Nie wstrzymano jednak całkiem rozbiórki murów.
– Rzeczywiście. Ważne było jednak, że pierwszy raz pojawiły się głosy sprzeciwu wobec niszczenia zabytku. Nie panowała już jednomyślna opinia, że tak należy robić.
Skąd padały głosy sprzeciwu?
– Najczęściej z kręgu magistratu. Urzędnikami byli zwykle przedstawiciele elit krakowskich: kupiectwa, inteligencji, rodzącej się burżuazji. Protestowało też sporo osób związanych z uniwersytetem, a nawet szlachta osiadła w mieście, która nie interesowała się spekulacją materiałem rozbiórkowym. Feliks Radwański urósł do rangi symbolu – obrońcy murów floriańskich, ponieważ jako jeden z pierwszych uznał mury za wybitny zabytek przeszłości. Przekonywał też, że ich pozostałości są dumą krakowian, a nie przedmiotem wstydu. Z drugiej strony, warto pamiętać, że nawołujący do obrony murów miejskich, sami nierzadko optowali za przebudową czy nawet rozbiórką Sukiennic. Tenże Radwański proponował je zastąpić nowym, według niego – piękniejszym, gmachem zaprojektowanym przez syna. O tym, że nie były to czcze obawy, świadczy los zabytkowego Ratusza, na którego rozbiórkę zezwolił magistrat. Trzy lata gruzy leżały na Rynku, choć został zniszczony, aby rzekomo upiększyć miasto. Głosy sprzeciwy były stosunkowo nikłe. To samo dotyczyło Zamku Królewskiego na Wawelu. Niewielu zdaje sobie sprawę, że większość jego średniowiecznych murów zburzono za Rzeczpospolitej Krakowskiej w latach 20. XIX wieku. Uznano je po prostu za niepotrzebne i przestarzałe.
Tekst pochodzi z: http://krakow.wyborcza.pl/krakow/1,42699,3635479.html#ixzz3y4W7pdil